Jakiś czas temu olbrzymia część moich znajomych zaczęła mnie zapraszać do polubienia na Fejsbuniu strony Bistro Pobite Gary.
Weszłam, zobaczyłam, że projekt w fazie lęgowej, że coś się dzieje, coś się kręci i że niedługo mają się otworzyć. No to kliknęłam Lubię to!, bo dobrze być z takimi rzeczami na bieżąco.
Patrzyłam co się tam dzieje i z każdym nowym postem i każdym nowym zdjęciem podobało mi się jeszcze bardziej.
W końcu Pobite Gary wystartowały, a ja... nie mogłam znaleźć czasu, żeby się do nich wybrać (ciągle nie po drodze i ciągle za mało czasu).
W końcu się jednak udało i tak niedawno zawitałam tam po raz pierwszy (i na pewno nie ostatni!).
Bistro znajduje się Gdańsku, niedaleko SKM Żabianka (ul. Bitwy Oliwskiej 34). Wcześniej w ich miejscu była bodajże jakaś pizzeria. Całkiem łatwo trafić i jeśli jesteście akurat w pobliżu, to naprawdę polecam!
Po wejściu do środka na przeciwko macie na ścianie info o tym, co aktualnie jest lunchem dnia (15.00 PLN za takie cudo).
Moją uwagę od razu zwróciły fantastyczne, duże stoły i oświetlenie. Chwilę później świetne wykorzystanie drewnianych skrzynek, które przymocowane do ścian, tworzą regały.
Wszędzie garnki, przybory kuchenne i inne pierdoły, które nadają miejscu charakteru.
Półotwarta kuchnia też robi swoje i z kucharzem można sobie pogadać (swoją drogą gratuluję kucharza, który jest miły i odpowiada na pytania ;)).
Siadam, wiem, że chcę lunch dnia, ale to jeszcze nie ta godzina, więc zamawiam gorącą czekoladę. Jest boska - gorąca, gęsta z pianką i bitą śmietaną.
Później już czas na lunch - tego dnia była to karkówka, domowe kopytka i buraczki. A do całości dostajemy napój.
Podanie - bez zarzutu. Na talerzu porządek, nie wyglądało to jak jedna, wielka kupa i aż chciało się jeść.
Smak - rewelacja. Karkówka dobrze doprawiona, nie przegotowana, idealnie miękka i soczysta. Sos - palce lizać. Kopytka - tak samo. Czuć było, że nie są to kupne mrożonki.
No i buraczki - też dobre, choć jak dla mnie trochę mdłe. Ale do całości pasowały, więc w sumie nie mam się do czego przyczepić.
Dodatkowo obsługa - jak ja byłam, to na zmianie była Marta - bardzo sympatyczna dziewczyna, z którą też chwilę pogadałam, opowiedziała mi o lokalu (okazało się, że właścicielami są znajomi znajomych, stąd taka dzika promocja na Fejsie ^^), o tym, że mają własną mini szklarnię, w której hodują zioła i warzywa i że sobie to zbierają, jak potrzebują. Że lokal został odnowiony po starej knajpie jakiejś (edit: wcześniej była tam pierwsza w Trójmieście, bo powstała w 1991 roku, pizzeria Robertino - dziękuję czytelnikowi za zwrócenie uwagi :)), a genialne czarne kafle (o których myślałam, że są tapicerką, bo tak wyglądają), ukryte były pod sidingiem.
Pogadałyśmy trochę o kawie (możecie się tam napić kawy Illy), o tym, jakie eventy robią i czy bistro cieszy się popularnością.
W międzyczasie przyszło kilka osób - jak się okazuje stali klienci :), a to dobrze świadczy o miejscu.
Poza tym dowiedziałam się, że mają cydr gruszkowy <3 i kilka regionalnych piw. Mocniejsze alkohole może będą wprowadzone z czasem.
No i ceny - uważam, że są odpowiednie i nie można na nie narzekać, bo w wielu innych miejscach za takie pieniądze dostanie się byle co bez smaku. Tutaj płacąc 15.00 PLN za lunch dnia wychodzi się z pełnym brzuszkiem. I ja wolę wydać tę kasę tam, niż pójść do McD i kupić jakiś zestawik, który zapcha mnie na pół godziny.
Na plus:
- wygląd i atmosfera
- obsługa!
- JEDZENIE <3
- cała reszta
Na minus:
- jaki minus?
Podsumowując - Bistro Pobite Gary jest świetnym miejscem zarówno na szybki lunch jak i obiad z rodziną, wieczorne posiadówki ze znajomymi przy piwku i przekąsce, czy korpo spotkanie.
I warto tam wybrać się specjalnie, a nie tylko będąc w pobliżu :) bo poza tym, że Was nakarmią, to mają jeszcze w sprzedaży bardzo dobrej jakości produkty regionalne.
Bistro Pobite Gary w internetach - FB.
Ładna recenzja!
OdpowiedzUsuńGdy mieszkałem na Żabiance, bardzo lubiłem "Robertino", miałem nawet kartę stałego klienta. W latach 90-tych byli na topie. W Googlach nadal widnieje ich lokal, ale podupadły. Nic dziwnego, że padli. Gdy zawitam do Polski na wakacje, na pewno odwiedzę Pobite Gary. Choćby z samej nostalgii. :-)